RECENZJA „Layla” Colleen Hoover
O książce:
Data wydania: 24 lutego 2021
Kategoria: romans
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Otwarte
Opis książki:
Layla
oczarowała Leedsa swoją szczerością i bezpośredniością. Znany muzyk już od
pierwszej chwili czuł, że łączy ich wyjątkowa więź. Po pierwszej wspólnie
spędzonej nocy oboje byli pewni, że są bratnimi duszami, że będą razem już do
końca życia.
Jednak ktoś ma inne plany i próbuje zabić Laylę. Dziewczyna przez wiele tygodni dochodzi do siebie po brutalnym ataku. Niestety jej psychiczne rany nie goją się równie szybko jak fizyczne. Leeds ma wrażenie, że to zupełnie inna kobieta niż ta, w której się zakochał. Aby ratować ich związek, zabiera ukochaną do pensjonatu, w którym wszystko się zaczęło. Tam Layla zaczyna czuć się jeszcze gorzej, a jej dziwne zachowania coraz bardziej się nasilają. A to tylko niektóre z wielu niewytłumaczalnych zdarzeń w pensjonacie…
Leeds musi podjąć trudną decyzję. Wie, że jeśli dokona złego wyboru, może zaszkodzić nie tylko Layli.
Moja opinia:
Nie ma co ukrywać, że Colleen
Hoover jest jedną z moich ulubionych pisarek, przez co jestem bardziej
wymagająca wobec jej książek. Mam takie, które uwielbiam, jak „Maybe someday”, „It
ends with us”, „Gdyby nie ty”, „Wszystkie nasze obietnce”, seria „Hopeless”,
ale są również takie, które mnie nie porwały „Coraz większy mrok” i „Too late”.
W tym przypadku podchodziłam
z dużą dozą niepewności, bo jest to coś innego, znowu lekkie szaleństwo w
tematyce i trochę się obawiałam.
Jak wyszło?
Już Wam mówię!
Layla i Leeds to główni bohaterowie tej książki. Mamy tu motyw miłości od pierwszego wejrzenia. Para poznaje się na ślubie siostry Layli i od razu przypadają sobie do gustu, pojawia się między nimi więź, która nie pozwala im przestać myśleć o sobie. Ta relacja od początku jest taka głęboka, że po prostu nie mogą bez siebie żyć, oddychać i tak dalej.
Wszystko jest cudownie, ich
uczucie kwitnie, lecz – jak to w książkach – musi zdarzyć się coś, co tę
sielankę zepsuje. Pojawia się czarny charakter w postaci psychofanki Leedsa
(chłopak gra w zespole, jest ciekawą osobowością, więc przyczepiła się jakaś
panienka, która już widzi ich przed ołtarzem i ma wybrane imiona dla gromadki
dzieci (żartuję oczywiście, ale sami wiecie, o co chodzi)). Owa bohaterka
doprowadzi do tragicznych w wydarzeń, w wyniku których szczęście Layli i Leedsa
się rozpadnie.
Będą mieli dwie opcje:
walczyć o siebie lub się poddać.
Tylko jak walczyć, gdy nic
już nie jest takie samo i nie pamiętasz pięknych chwil, które wspólnie
przeżyliście?
Jak walczyć, gdy druga osoba zmieniła się nie do poznania?
W wielu aspektach ta książka
przypominała mi powieść „Wszystkie nasze obietnice” i „Gdyby nie ty”, czyli
Hoover, jaką kocham całym sercem.
Aż tu nagle wielkie BUM! BUM w postaci… zjawisk paranormalnych! Tego jeszcze u Hoover nie było i z początku czułam się dziwnie. No bo jak z pięknej, romantycznej, ba, tragiczno-romantycznej powieści autorka chce mi tu nagle robić jakieś paranormalne coś… Ale powiem Wam, że mimo początkowego niepozytywnego zaskoczenia, dałam się wciągnąć, porwać i… i podobało mi się. Mimo że nie lubię zaskoczeń i tego typu motywów w książkach, które z pozoru wydawały się być piękną romantyczną historią o ludziach, którzy przeżyli tragedię i starają się żyć z tym, co ich spotkało, to muszę przyznać, że w tym przypadku wyszło to naprawdę super. Dzięki temu zabiegowi Colleen Hoover nie dała czytelnikom historii, jakich wiele na rynku, tylko otrzymaliśmy coś świeżego, zaskakującego.
Chociaż znam tak dobrze książki Colleen Hoover, to dałam się zaskoczyć, a to świadczy o talencie pisarki. Zaskoczenie, w dodatku pozytywne, stałego czytelnika nie należy do rzeczy najprostszych.
Cieszę się, że w tej książce jest tyle emocji, które zmieniają się wraz z każdą przeczytaną stroną. Zwłaszcza w przypadku Leedsa, którego w pewnym momencie nienawidziłam, za chwilę było mi go szkoda, a później. Cóż, nie będę Wam zdradzać za wiele, ale przyznam, że warto sięgnąć po tę historię.
Colleen Hoover znowu mnie w sobie rozkochała ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz