Prolog
LONDON
Siedemnaście lat temu
Niech mnie ktoś uszczypnie.
Niech
powie, że wspomnienia zeszłej nocy – najbardziej niewiarygodnej i romantycznej w
moim życiu – są prawdziwe.
Powoli przekręcam
się na bok, po czym wspieram głowę na ręce; przyglądam się śpiącemu Ianowi.
Jest przepiękny, chociaż nie widzę teraz jego jasnoniebieskich oczu ani nie
posyła mi swojego seksownego, szerokiego uśmiechu. Tego samego, który zobaczyłam
wczoraj, kiedy powiedział: „Nie masz pojęcia, co chciałbym z tobą zrobić.
Powinnaś kazać mi wyjść”.
Kazać mu
wyjść?
A niby dlaczego
znaleźliśmy się w tym pokoju hotelowym? Naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego,
że już od dawna go kocham? Naprawdę nie wiedział, ile nocy spędziłam, marząc o
tym, aby zauważył we mnie kogoś więcej niż najlepszą przyjaciółkę swojej
młodszej siostry? Nie widział, jak go ubóstwiam? Był moim bohaterem… szczególnie
zeszłej nocy.
Kiedy Ian
wrócił do domu po pierwszym roku na UNLV[1],
był świadkiem mojego załamania nerwowego. Wypłakiwałam się Sabrinie, ponieważ
mój partner, z którym miałam pójść na bal na zakończenie szkoły, porzucił mnie
w ostatniej chwili i postanowił wybrać się z kimś innym. Ian zaproponował mi w
zamian swoje towarzystwo.
Byłam
oszołomiona. Kilka miesięcy wcześniej pocałował mnie na imprezie, ale od
tamtego czasu prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Myślałam, że o tym zapomniał.
Nigdy nie
czułam się tak piękna, jak wtedy, gdy wkroczyłam na bal u jego boku. Tańczyliśmy
przytuleni, a moje serce jeszcze nigdy nie biło tak mocno. Kiedy pocałował mnie
na parkiecie i powiedział, że już od pewnego czasu coś do mnie czuje, zakochałam
się na zabój.
Po balu
zapytał, czy chcę iść do hotelu z moimi przyjaciółmi. „Tak – odparłam, starając
się być dzielna. – Ale nie chcę iść na imprezę. Chcę być tylko z tobą”. Nie
mówiąc już nic, wziął mnie za rękę i pobiegliśmy do jego samochodu. Gdy dotarliśmy
do hotelu, Ian wynajął dla nas pokój.
W windzie
serce mi waliło ze zniecierpliwienia. Wychodząc z niej, Ian nie puszczał mojej
dłoni, a ja czułam zbierającą się w brzuchu pustkę, jakbyśmy wjeżdżali na
szczyt kolejki górskiej.
Kiedy
znaleźliśmy się za zamkniętymi drzwiami pokoju, w którym opuszczono rolety i
przyciemniono światła, Ian wyciągnął rękę i przyciągnął mnie do siebie.
Pocałował, jakby wiedział, że przez wiele nocy właśnie o tym marzyłam.
Kazać mu
wyjść?
Nigdy, nawet
za milion lat.
Zamiast tego,
dałam mu wszystko. Serce, duszę, ciało. Był delikatny i czuły, ponieważ
przeżywałam z nim swój pierwszy raz, a on o tym wiedział. Byłam nim zachwycona…
jego wyrzeźbionym ciałem, sposobem, w jaki się poruszało, podniecającymi
słowami, które wypowiadał.
„Boże, jesteś
tak cholernie piękna. Marzyłem o tym od dawna. Tak mi w tobie dobrze”.
Nadal nie
mogę uwierzyć w to, że mnie chce. Mnie! Wcale nie przypominam blond laleczek Barbie,
z którymi zwykle się umawia. Mam ciemne włosy, małe piersi, a moja talia nie
jest grubości mojego uda. W skali od jeden do dziesięciu zazwyczaj czuję się jak
szóstka.
Ale zeszłej
nocy dzięki niemu poczułam się, jakbym była jedyną dziewczyną na świecie. Było
magicznie… A to dopiero miał być początek czegoś nowego.
Światło
przedziera się przez zasłony – zapowiedź nowego dnia. Powinniśmy już wstać, bo
dziś po południu czeka nas przyjęcie z okazji ukończenia szkoły przez Sabrinę.
Obiecałam pomóc jej ozdobić dom.
Jednak chcę,
żeby ta chwila nigdy się nie skończyła.
Ian leży na
plecach, z jedną ręką zarzuconą za głowę, kołdra zakrywa dolną część jego ciała.
Powstrzymuję się od przesunięcia dłoni po jego naprężonych mięśniach i
muskularnej klatce piersiowej, choć nie jest to łatwe.
Otwiera oczy.
Zauważa mnie i uśmiecha się lekko.
– Hej.
Serce zaczyna
mi bić szybciej.
– Hej.
– Spałaś coś?
– Trochę.
– Myślałem,
że cię zmęczyłem.
Uśmiecham się
szeroko.
– Zmęczyłeś.
Ale nie mogę spać, kiedy jestem taka podekscytowana.
Unosi jedną
brew.
– A czym
jesteś taka podekscytowana?
– Tobą –
mówię otwarcie. – Tą sytuacją. Nami.
On też
uśmiecha się szeroko.
– Chodź. – Przyciąga
mnie do siebie, a ja kładę głowę na jego klatce piersiowej.
Przez chwilę po prostu
cieszę się jego zapachem i pozwalam, aby wypełniło mnie czyste szczęście.
– Wszystko,
co powiedziałeś wczoraj w nocy, to prawda?
– Oczywiście,
że tak. Masz mnie za jakiegoś palanta, który by cię okłamał, żeby się z tobą
przespać?
– Nie wiem.
– London, nie
zrobiłbym czegoś takiego. Słuchaj, może nie jestem najwrażliwszym gościem na
świecie, ale nie jestem też kompletnym dupkiem i traktuję tę sprawę poważnie.
Zbyt długo się znamy.
– Więc… co
teraz?
Milczy przez chwilę.
– A czego byś chciała?
– Chciałabym z tobą być.
– Robię głęboki wdech. – Kocham cię, Ian.
Zamiera i przez chwilę
martwię się, że powiedziałam za dużo.
– Nie musisz mi mówić
tego samego – stwierdzam szybko, podnosząc głowę i patrząc mu w twarz. Nie wymagam
niczego w zamian. – Chciałam po prostu ci powiedzieć, co do ciebie czuję.
Wpatruje mi się głęboko w
oczy.
– Jeszcze nigdy w nikim się
nie zakochałem.
– Ja też nie.
– Ale to, co do ciebie
czuję… Nigdy nie czułem czegoś takiego.
Nie mogę powstrzymać
uśmiechu.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Pragnę cię
chronić. Pilnować, żeby nic ci się nie stało. – Przerywa. – Chociaż chcę też
pieprzyć cię na jakieś sto i dziesięć różnych sposobów. Trochę mi z tym dziwnie.
Chichoczę i czuję nagłe
ściśnięcie w żołądku.
– Sto i dziesięć?
– Przynajmniej. – Nagle
przewraca mnie na plecy i teraz znajduje się nade mną. – Tylko dzisiaj rano.
Serce podeszło mi do
gardła.
– Nigdzie się nie
wybieram.
– I dobrze.
Za drugim razem seks jest
jeszcze lepszy. Już tak nie boli, chociaż po wczorajszej nocy wciąż jestem
obolała. Ale dzięki jego cierpliwości i umiejętnościom osiągam orgazm. Zastanawiam
się, z iloma dziewczynami już był, ale tak naprawdę nie chcę tego wiedzieć.
Teraz liczy się tylko to, że jesteśmy razem. I chciałabym, żeby tak już zostało.
Ian Matthew Chase.
London Marie Chase.
Pan i pani Chase.
– To wszystko wydaje się
takie właściwe, prawda? – pytam rozmarzonym głosem. Nadal oddychamy ciężko,
jesteśmy rozgrzani, lepimy się od potu, czuję na sobie jego ciężar.
– Tak.
– Jakby od zawsze tak miało
być.
Wspiera się na łokciach i
patrzy w dół, na mnie.
– Może naprawdę miało tak
być.
– Więc tylko udawałeś, że
jesteś na mnie wkurzony, kiedy wszędzie za tobą chodziłyśmy z Sabriną?
Kręci głową.
– Nie, ale byłyście
bardzo denerwujące.
Popycham go w żartach.
– Wredny jesteś.
– Ale mnie kochasz, co
nie? – Całuje mnie, po czym zniża głowę i szepcze mi do ucha. – A ja kocham
ciebie. Po prostu dłużej mi zajęło zdanie sobie z tego sprawy.
Z trudem przełykam ślinę
i przez sekundę boję się, że skompromituję się płaczem. Lecz po kilku głębokich
wdechach czuję się dobrze. Tak właściwie, to czuję się lepiej niż dobrze –
jestem jak nowa. Wszystko się zmieniło. On jest całym moim życiem.
– Boże, Ian, jestem taka
szczęśliwa. To wszystko zmienia.
– Tak?
– Tak. – Znowu się
uśmiecham.
Unosi głowę i spogląda na
mnie.
– London, nie chcę, żebyś
się zmieniała. Jesteś idealna.
– Mam na myśli moje życie,
teraz będzie wyglądało inaczej.
– Jak to inaczej?
– No, po pierwsze,
jesienią nie pójdę na Northwestern.
Wygląda na zagubionego.
– Nie?
– Nie, głuptasie. Chcę
być przy tobie.
Odgarnia mi włosy z
twarzy.
– A co ze stypendium?
Wzruszam ramionami.
– Dostałam też stypendium
na UNLV. Skorzystam z ich oferty.
– Ale UNLV nie jest twoją
wymarzoną szkołą. Od zawsze chciałaś iść na Northwestern.
– To ciebie sobie
wymarzyłam. Nic innego mnie nie obchodzi.
Przez chwilę nic nie
mówi, ale patrzy na mnie jakoś inaczej. W jego oczach widzę coś, czego nie mogę
odczytać.
Ale wtedy znowu mnie
całuje.
– Powinniśmy się już
zbierać.
Z niechęcią wstajemy i
zaczynamy się ubierać.
W trakcie krótkiej jazdy
do domu odgrywam w myślach każdą wspaniałą chwilę z poprzedniej nocy i
fantazjuję na temat wszystkiego, co ma jeszcze nadejść. Ian także milczy i
zastanawiam się, czy on myśli o tym samym.
Kiedy wjeżdża na podjazd
mojego domu, w którym mieszkam z tatą, wysiada z samochodu i odprowadza mnie do
drzwi.
– Do zobaczenia za kilka
godzin – mówię. – Dzięki za… wszystko.
– Nie ma za co. Do
zobaczenia na przyjęciu.
Wchodzę do domu i zamyślona
szybuję w górę schodów, nucąc piosenkę, do której tańczyliśmy zeszłej nocy.
– London? – tata woła
mnie z sypialni na piętrze, której używa jako biura. – To ty?
– Tak. – Staję w drzwiach
i patrzę, jak pracuje przy komputerze. Biedak okropnie się garbi.
– Dobrze się bawiłaś?
– Tak. Bawiłam się świetnie.
– Super. – Uśmiecha się
przez chwilę, po czym znowu wbija wzrok w monitor. Nic nowego. Mój tata od
zawsze był pracoholikiem. To nas łączy. Nie wiem, kto był bardziej dumny, gdy
dostałam stypendium od Northwestern – on czy ja. Nie przyjmie dobrze mojej decyzji
o odrzuceniu ich oferty.
Ale nie obchodzi mnie to,
powtarzam w myślach, idąc korytarzem do swojego pokoju. Jedyną rzeczą, jaka się
teraz liczy, jest mój związek z Ianem. Może i mam dopiero siedemnaście lat, ale
przysięgam – kocham Iana Chase’a, od kiedy go poznałam.
On jest tym jedynym.
PRZYJĘCIE ZACZYNA SIĘ O SZÓSTEJ, a Ian jeszcze się nie pojawił. Pani Chase ciągle pyta Sabrinę, gdzie on jest, ponieważ nie odbiera telefonu, jednak ani moja przyjaciółka, ani ja nic nie wiemy. O siódmej zaczynam się martwić, że mnie unika. O ósmej jestem co do tego przekonana.
– Przestań się zamartwiać
– rozkazuje Sabrina. Jesteśmy w jej sypialni i pijemy musujące wino
truskawkowe, które przemyciłyśmy na piętro. Bierze łyk, po czym wręcza mi
butelkę. – W końcu przyjdzie.
– Po prostu mam złe
przeczucie. – Biorę kilka łyków.
– Dlaczego? Powiedział
to, co trzeba, prawda?
– Tak – przyznaję.
– W takim razie na pewno
chodzi o to, że jest tępakiem. Kocham swojego brata, ale rzadko myśli o czyichś
uczuciach poza swoimi. Pewnie nawet mu nie przyszło do głowy, że się przez
niego martwisz.
– Może i masz rację. –
Zmuszam się do uśmiechu, biorę kolejny łyk i oddaję jej butelkę. – Przepraszam.
Zachowuję się jak idiotka. Skończmy wino i wróćmy na przyjęcie.
Po opróżnieniu butelki słyszę
w głowie delikatny szum, jestem radosna i czuję się o wiele lepiej. Jednak gdy
tylko wychodzimy z domu, prawie wymiotuję. Bo właśnie wtedy zauważam, jak Ian całuje
jakąś dziewczynę w ogrodzie.
Nie mogę oddychać. Kotłuje
mi się w żołądku. Ubrania wydają się na mnie za ciasne.
Sabrina łapie mnie za
rękę.
– Hej. Wracajmy do
środka.
Strzepuję jej dłoń.
– Nie.
– No chodź, Lon. Jest po
prostu palantem, okej? Przemyćmy jeszcze jedno wino.
Jak on mógł mi to zrobić?
Nie rozumiem. Okłamał
mnie. Powiedział, że mnie kocha, a teraz dotyka inną dziewczynę? Po tym
wszystkim, co się wydarzyło między nami wczorajszej nocy i tego ranka? Chcę
krzyczeć. Płakać. Rzucić czymś.
Ale zamiast tego
maszeruję do miejsca, w którym stoi z ładną blondynką ubraną w skąpe dżinsowe
szorty i czerwoną górę od bikini. Jej piersi wypełniają miseczki w sposób, o jakim
ja mogę tylko pomarzyć.
Mam ochotę wepchnąć ją do
basenu. Jego też.
– Ian, mogę z tobą
pogadać? – Jestem zdziwiona tym, jak spokojnie brzmi mój głos. Tak naprawdę
jestem załamana.
Spogląda na mnie bez
emocji. Tak jakby zeszłej nocy nic się nie wydarzyło.
– Och, hej London. To
jest Heidi. Studiujemy razem na UNLV.
Heidi patrzy na mnie ze
znudzeniem.
– Cześć.
Ignoruję ją i wbijam
wzrok w Iana.
– To twoja osoba
towarzysząca?
Bezdusznie wzrusza
ramionami.
– Można tak powiedzieć.
Serce bije mi jak szalone,
boję się, że zaraz zemdleję. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Czy
klatka piersiowa może fizycznie boleć? Każdy oddech sprawia mi ból.
– Chwila. – Podnoszę
ręce, do oczu napływają mi łzy. – O co tu chodzi? Myślałam, że wszystko, co
powiedziałeś wczoraj w nocy i dzisiaj rano, było prawdą.
Heidi chichocze, przez co
mam ochotę uciszyć ją ciosem w gardło, a nie jestem nawet pewna, czym jest cios
w gardło.
– Boże, Ian, coś ty
powiedział tej biednej dziewczynie?
Ian patrzy mi prosto w
oczy i dwoma słowami łamie mi serce.
– Nic takiego.
I nagle wszystko jest
jasne: byłam kompletną idiotką. Przecież nie mógł być mną naprawdę
zainteresowany. Jestem żałosnym dzieciakiem, który się zadurzył. Nie kocha
mnie. Dałam mu dokładnie to, czego chciał, a teraz jestem bezużyteczna.
Nienawidzę go. Nienawidzę
siebie, ponieważ mu uwierzyłam i chciałam dla niego zniszczyć sobie życie.
– Pierdol się – szepczę.
Następnie odwracam się i biegnę, przysięgając sobie, że nigdy w życiu nikomu
nie pozwolę się tak skrzywdzić.
A zwłaszcza jemu.
Zataczając się, idę koło
domu i dziękuję Bogu za to, że nie powiedziałam ojcu o swoich planach
odrzucenia oferty z Northwestern. Teraz tylko muszę znaleźć się jak najdalej od
Iana Chase’a.
Im dalej, tym lepiej.
Ależ zachęcający fragment. Dzięki.
OdpowiedzUsuń